


Piotrkowskiej, tej jarmarcznej wiochy nie lubię, a w weekendy nie znoszę tego miejsca szczególnie. Bywam tam incydentalnie, kiedy wystąpi pilna konieczność znalezienia kolacji. Znalezienie czegoś innego niż kebab wymaga takiej mobilizacji i determinacji, jakby kwas żołądkowy przepalał wnętrzności do samej dupy.
Piotrkowska w piątek przypomina melinę w szczytowym momencie aktywności i ruchliwości menelstwa. Kałuże rzygowin, kohorty podejrzanych typów zapitych do granic możliwości, smród i rozpieprzone na każdym metrze kwadratowym sterty śmieci lub papierki po kebabach z których wydobywa się kwaśny zaduch. Kompletna dzicz. Jest nie miło, niebezpiecznie, po chamsku. I z tego syfu, w piątek po raz pierwszy wyłonił się patrol policji.
Budżet miasta Łodzi świeci pustkami więc wysłano bohaterskich stróżów prawa w charakterze poborców podatkowych. Patrol spisał się dzielnie. Obronił praworządność, zapewnił bezpieczeństwo, przeprowadził lekcję savoir-vivru i dla miasta którego nie trawię zarobił 200 zł. Po wlepieniu mandatu uzbrojona para spokojnie udała się w głąb ulicy szukać kolejnych, niebezpiecznych i głodnych przestępców przechodzących przez Struga na czerwonym świetle po 22.30